Recenzja filmu

Kto zabił sekretarza generalnego ONZ? (2019)
Mads Brügger
Mads Brügger
Göran Björkdahl

Teoria dziejów, praktyka spisków

Zdradzę tylko tyle, że "Kto zabił..." okazuje się w ostatecznym rozrachunku fascynującą – ale także bolesną i wstydliwą z punktu widzenia starej Europy –  podróżą w głąb XX-wiecznej historii
Mads Brügger to troll. Mads Brügger to dziwny Duńczyk z kozią bródką, papieskim sygnetem i doklejonym krawatem. Mads Brügger to wybitny dziennikarz śledczy. Wszystko pasuje, serio, Mads Brügger równie dobrze mógłby zostać moim prywatnym sekretarzem generalnym ONZ. Trudno przejść obojętnie obok tej przewrotnej, tricksterskiej osobowości, która wykorzystuje metody znane z satyry, kabaretu, burleski i mockumentu, żeby popularyzować materiał dowodowy – swoją drogą niezwykle doniosły – zgromadzony w toku wieloletniego dochodzenia. Nie wypada jednocześnie zdradzać szczegółów, bo dwugodzinny film Brüggera ogląda się jak najlepszy thriller szpiegowski i komedię przypadku w jednym; przewrotek, odkryć i twistów jest tutaj tyle, że można nimi wytapetować Pałac Narodów w Genewie. Dość powiedzieć, że dzięki danym uzyskanym przez reżysera powołano specjalną komisję ONZ, która ma zakończyć pracę w czerwcu tego roku. I nie, nie chodzi tutaj wcale – jak sugeruje tytuł – o śmierć sekretarza Daga Hammarskjölda. A przynajmniej nie wyłącznie. 

Od tej tajemniczej śmierci wszystko się jednak zaczyna. Hammarskjöld, Szwed, który rozpoczął swoje oenzetowskie urzędowanie w 1953 roku, był postacią tyleż popularną, co – w epoce zimnowojennej paniki – kontrowersyjną. Gorący orędownik samostanowienia afrykańskich narodów, swoją zaangażowaną działalnością nadepnął na odcisk nie tylko dawnym potęgom kolonialnym – przede wszystkim Brytyjczykom – ale także wielkim koncernom wydobywczym. Zginął w 1961 roku w katastrofie lotniczej w Rodezji Północnej, czyli dzisiejszej Zambii, lecąc na negocjacje pokojowe między siłami ONZ a oddziałami Katangi – separatystycznego stanu Konga, utworzonego pod auspicjami zachłannych kompanii górniczych. Fakt, czy rzeczywiście mieliśmy do czynienia z katastrofą i błędem pilotów, od początku budził wiele wątpliwości, a potężny – choć wciąż niejasny i niepełny – materiał dowodowy zebrany przez ONZ i prywatnych śledczych prowadzi nas raczej do wniosku, że w Afryce rzeczywiście doszło do zamachu na najwyższego urzędnika Wolnego Świata.  Obecnie, jak się zdaje, na wysokich szczeblach panuje nawet co do tego konsensus – Dag Hammarskjöld został zamordowany. Nie wiadomo tylko, przez kogo i na czyje zlecenie, bo wrogów sekretarz miał licznych i we wszystkich stronach świata.

Brügger wychodzi od tej mimo wszystko mocno poszlakowej sprawy, bawiąc się w mikroskopijną komisję śledczą Antoniego Macierewicza. Zaczyna od przywołania wszystkich ustalonych faktów, poszlak i najbardziej nawet fantastycznych teorii spiskowych, żeby – w kolejnych partiach filmu – podważać ich sensowność. To rozmontowywanie myślenia spiskowego odbywa się w formie ironicznych i prowokacyjnych gagów: reżyser wciela się w rolę srogiego białego suprematysty, który, w hotelowym pokoju, dyktuje scenariusz przyszłego filmu swoim afrykańskim sekretarkom. Z powstającego tekstu cały czas wyłazi słoma – sprzeczności i luk jest tyle, że nie pomagają nawet przyklejane do ściany fiszki, a sam Brügger coraz bardziej plącze się w zeznaniach, konfabuluje i wątpi w sensowność projektu. Absurd piętrzy się na absurdzie, osiągając masę krytyczną w momencie, kiedy Mads i prywatny detektyw Göran – dumny posiadacz samolotowej blachy ze śladami po kulach – jadą ze szpadlami i wykrywaczem metalu szukać zaginionego wraku gdzieś hen, w Afryce. Teraz możemy sobie przyklasnąć i pogłaskać się po głowach: "Kto zabił..." to tylko jeden z tych autotematycznych dokumentów, które nieustannie spierają się same ze sobą, podważają własny sens, bawią się z widzem w ciciubabkę, a na końcu przedstawiają mechanizmy stojące za teoriami spiskowymi jako paralelne z kręceniem filmu albo pisaniem książki. Ot, czcze fantazje. Szach-mat, kolejny pretensjonalny reżyser zaorany! 

I wtedy, dokładnie wtedy, Mads Brügger wyjmuje z ust cygaro, podnosi do góry szpadel i wali nas nim przez łeb. Szok i niedowierzanie są naprawdę konkretne, być może nawet jeszcze większe w Polsce, gdzie rzecz jest nowa i w zasadzie niezbadana. Kiedy świat pisał o ustaleniach Brüggera na pierwszych stronach gazet, u nas nikt się na ten temat nawet nie zająknął. Jeśli głowy swędzą Was z ciekawości i czytacie po angielsku, możecie sobie poszperać w sieci i zaspojlować film – moim zdaniem przyjemność z oglądania Madsa i tak będzie wielka. Ja zdradzę tylko tyle, że "Kto zabił..." okazuje się w ostatecznym rozrachunku fascynującą – ale także bolesną i wstydliwą z punktu widzenia starej Europy –  podróżą w głąb XX-wiecznej historii Afryki, z całą konstelacją ścierających się sprzecznych interesów, walk mocarstw, wyzysku, przemocy rasowej, tajnych eksperymentów i drenowania kontynentu z zasobów naturalnych. Czymś, co niby znamy i o czym wielokrotnie słyszeliśmy i czytaliśmy, ale chyba nigdy w tak spektakularnym wydaniu. Moc jest więc zdecydowanie po stronie dziennikarskiego trolla Madsa Brüggera. Naprawdę, sam Thomas Pynchon nie powstydziłby się takiej paranoicznej fabuły. Fabuły, która staje się faktem. 
1 10
Moja ocena:
9
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones